mnie pokutą. — Nastała chwila milczenia, podczas której Marta zdawała się zbierać myśli, Walentyna zaś wyczekiwała z niepokojem jej zwierzeń. — Przysięgam ci Walentyno — — rzekła wreszcie — że pan Vilmort nie kocha i nigdy mnie nie kochał.
Radość zabłysła w oczach młodej dziewczyny. Marta mówiła dalej:
— Ja to dałam się mimowolnie opanować jego szlachetnej i pełnej godności duszy. Od czasu jak żyjesz wraz ze mną, pod jednym dachem, spostrzegłaś zapewne, że małżeństwo nie dało mi szczęścia. Byłam smutna, zniechęcona i słaba — zaczęłam szukać nowych i silnych wrażeń, a pragnąc być przez kogoś kochaną, uległam występnej myśli. Grzech ten odpokutowałam srodze. Zawiodły mię szalone nadzieje! Wczoraj jeszczem myślała, że z ust tego, którego kocham, usłyszę słowa wzajemności — gdy tymczasem przekonałam się, że mnie nawet nie zrozumiano.
Marta mówiła prędko, przytłumionym głosem, a pierś jej podnosiła się szybko. Walentyna ulitowała się nad nią.
— Błagam cię — rzekła — przestań. Widzę, że bardzo cierpisz.
— Nie — odrzekła Marta — przeciwnie, spowiedź ta przynosi mi niejaką ulgę. Zgrzeszyłam, lecz tylko myślą. Pisząc do p. Vilmort, przywoływałam go tutaj pod pozorem interesów; w rze-
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/189
Ta strona została skorygowana.