Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

— Marto! Marto! co mówisz? co czynisz?
Padła w jego objęcia i pochyliła głowę na piersi jego, narażając się na to, że ich Walentyna lada chwila zejść mogła. Próżno chciał się oswobodzić z tych objęć.
— Czy przestałeś mnie kochać? — rzekła. — Nie masz prawa tego czynić. Ja cię zawsze kocham. — A skoro przerażony okropnością położenia i zwalczony miłością, gwałtownie powstałą z popiołów, wymówił imię Walentyny: — A! wiem co mi chcesz powiedzieć — zawołała. — Dowiedz się więc prawdy. Sama namówiłam cię do zaślubienia Walentyny, udałam że chcę o tobie zapomnieć, gdyż to był dla nas jedyny środek ratunku. Skłamałam. Nie chciałam cię na zawsze utracić. Byłoby to poświęceniem nad siły moje. Wszak jesteśmy złączeni na wieki nierozerwanemi węzły. Kocham cię, gdyż nie przestałam kochać ani na chwilę, — i obecnie, dość mi spojrzeć na ciebie, aby odgadnąć, co twe serce na to odpowie.
— To straszne! — rzekł Rajmund cały wzruszony.
— Cicho! ktoś nadchodzi — szepnęła Marta. — Będę cię oczekiwała jutro w lasku, w owem miejscu, w którem miłość wieczną przysiągłeś mi.
W tej samej chwili weszła Walentyna, a za nią Varades. Przywitanie z Rajmundem było bardzo erdeczne.