Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

obecnie po raz drugi, wywołane strasznym wpływem Marty z wahającego się, skromnego i pełnego obawy bezsilnego kochanka. Marta spoczęła na tych porosłych mchem kamieniach, na których siedziała wówczas, gdy Rajmund przysięgał jej miłość wieczną. Siedziała uśmiechnięta, lecz widać było, że kierowana namiętnością, musi dopiąć swych życzeń, gotowa na wszystko i nieobawiająca się niczego. Rajmund musiał wysłuchać opowiadania jej cierpień, przebytych w ciągu siedmiomiesięcznego z nim rozłączenia. Musiał się przyznać przed nią, że kochany tak szalenie, kochał ją jak dawniej, tą miłością, która była dla niego zarazem przykrością i szczęściem, i która mu odejmowała spokój. Aby upewnić i uspokoić Martę i tym sposobem powstrzymać od strasznej zemsty, do jakiej byłaby się zdolną posunąć, musiał bezczelnie kłamać, zapewnić że Walentyny nie kocha i że miłość żony cięży mu niezmiernie na sercu. Ileż hańby na przyszłość mógł ten początek zapowiadać!
Hańba to była nad wszelki wyraz okropna. Niezliczone podłości, codzienne kłamstwa, słanianie się po ulicach Paryża, szalone postępki, brudne awantury, których smutnymi bohaterami była Marta i Rajmund — oto straszne obrazy tej hańby!
Nie chcąc być skrępowani, najęli koło Domu Inwalidów, mały domek, gdzie o różnych godzi-