Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/209

Ta strona została przepisana.

dzie na przechadzkę w stronę morza, skąd powracano dopiero późnym wieczorem. Wtedy Marta opierała się na ramieniu Rajmunda. Tak raz znalazła się u jego boku, idąc wolno za Varades’em który podał rękę Walentynie.
— Kocham cię! wyszeptała, nie zważając jakie następstwa wywołałyby te słowa, gdyby doszły do ust idącej naprzód pary.
Jednocześnie zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała go namiętnie.
To znowu powzięła chęć swobodniejszego przepędzenia czasu z kochankiem, rzekła więc do Walentyny niby żartem:
— Nie pożyczyłabyś mi męża na czterdzieści ośm godzin? Muszę jechać do Paryża, będzie mi więc towarzyszył.
— Jeżeli mi go zwrócić przyrzekniesz — odpowiedziała takim samym tonem Walentyna.
Marta chwyciła ją za słowo. Pojechała tegoż dnia z Rajmundem; zatrzymali się w Rouen, przebyli dwa dni w hotelu i powrócili na wieś.
Tysiączne te zdarzenia utrzymywały Rajmunda w ciągłej gorączce. Podwójne życie nie uchodziło mu bezkarnie; podniecana codziennym ogniem miłość ku Marcie, zwłaszcza w jej obecności, wzrosła do tego stopnia, że jej przemódz nie mogła spokojna i czysta miłość Walentyny. A przecież kochał żonę i było to największą dla niego karą, że pomimo przywiązania i sza-