Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

cunku, jakie miał dla niej, zdradzał ją bezprzestannie; że znając piękność i niewinność tej młodej duszy, przekładał zgubioną i zepsutą duszę Marty. Jakież pióro zdoła oddać to co cierpiał? Skoro przygnębiony ciężarem wyrzutów sumienia, zamyślał się boleśnie, Walentyna mówiła doń pieszczotliwym głosem:
— O czem pan tak myślisz, zkąd ten smutek na twarzy! Czy już żony nie kochasz?
Lękając się, aby nie odgadła bolesnej tajemnicy, przymuszał się do uśmiechu, starał się przekonać ją o swej miłości, wyszukując tem silniejszych dowodów i zręczniejszych kłamstw, im większa była jej uwaga.
Gdy znowu Marta zeszła go na smutnem rozmyślaniu, podchodząc ku niemu pytała:
— Dla czego jesteś smutnym? Czyż nie czujesz się szczęśliwym? Czy ci miłość moja nie wystarcza?
Wówczas wyrywał mu się z piersi krzyk oburzenia: wyrzuty sumienia, męczarnie, obawy, wszystko to występowało gwałtownie, nakształt głębogiego i wzburzonego potoku. Za całą odpowiedź Marta mawiała:
— Nie staraj się przekonać mię, że kochasz żonę; gdyż tym sposobem nauczyłbyś mię ją nienawidzieć.
— Kto mi ją oddał? Kto mi ją narzucił? — zawołał kiedyś oburzony.