chał się: trzymanym w ręku nożem łamał drzewo i odrywał zamki wśród gorączki, która mu sił dodawała. Otworzył wszystkie szuflady, a szukając w gałganach, rozrzucał po dywanie biżutęryje, koronki, bieliznę, bez obawy uszkodzenia tych tysiącznych drobnostek, tak niezbędnych w kobiecem ubraniu a zarazem tak kosztownych. Poszukiwania jednak były bezowocne. Spodziewał się znaleźć listy, ale nie znalazł. Gniew jego nie miał granic.
Stłukł zwierciadło, aby się przekonać czy czasem w ścianie nie było jakiej skrytki. Następnie przeszedł do sąsiedniego pokoju, w którym Marta zwykła się ubierać, niszcząc po drodze wszystko bez litości. Tam, na dnie jakiejś szuflady, znalazł szczelnie zamkniętą kasetkę. Roztłukł ją jednem kopnięciem nogi. Wyleciały jakieś papiery. Był to portret Rajmunda i jego listy w liczbie trzydziestu dwóch.
Varades wydał okrzyk radości. Stojąc na środku pokoju, przedstawiającego ruinę zniszczenia czytał jeden list po drugim. Prawda odkrywała mu się w całej nagości — dowód hańby miał w ręku. Mógł dokładnie oznaczyć godzinę, w której ta hańba wkradła się do jego domu. Mógł zmierzyć całą podłość żony i słabość charakteru Rajmunda. Wreszcie miał w ręku dowód, którego szukał: dziecko, które tak kochał, było owocem hańby. Dał nazwisko istocie, która nic wspólnego z krwią jego nie miała.
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/245
Ta strona została skorygowana.