Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/262

Ta strona została przepisana.

łączywszy doń papiery familijne, zwracając się do Eajmunda dodała:
— Uciekajmy...
Nie mogąc zebrać myśli, odużony i nieszczęśliwy Rajmund był jej ślepo posłuszny, nie dla tego, żeby się miał obawiać gniewu jej męża, lecz dla tego, że wspomniał na Walentynę, która zapewne przez zapamiętałego Varades’a o wszystkiem uprzedzoną już została. Wrażenie nie dającego się już odwołać nieszczęścia zakłucało jego myśli i rozdzierało serce.
Zbliżali się ku drzwiom, gdy nagle Marta zatrzymała się:
— Dziecko! nasze dziecko! — krzyknęła.
I za chwilę znaleźli się u kolebki śpiącego jeszcze niemowlęcia, przy którem czuwała mamka.
— Zabierzmy go — rzekła.
Mamka to dosłyszała. Jakaś myśl przyszła jej do głowy — czyby odgadywała przyczynę dramatu, który się rozegrał? Czy wiedziała ona o postanowieniu Varades’a i chęci nierozłączania się z dzieckiem?.. Może poprostu czuła więcej litości dla nieszczęśliwego ojca, niż dla występnej matki. Cobądź miała na myśli, to jednak z taką stanowczością przyskoczyła do kolebki, że zrozumiawszy jej zamiary Marta, zawołała:
— To mój syn!...