pszych czasów i probować szczęścia. Marta szczęśliwa, że los nie rozdzielił jej z kochankiem, spokojnie spoglądała w przyszłość. O hańbę, jaką ją miał okryć ten wypadek, skoro stanie się w Paryżu głośnym, mało dbała.
Rajmund znosił cios z mniejszą odwagą, jak się na pozór zdawało. Myśląc nad niedawnymi projektami, urzeczywistnienie których było niestety bardzo prawdopodobne — wspominając na Walentynę, na złe, jakie jej wyrządził, czuł, że mu się rozdzierało serce. Kochał ją. Opuszczając Francyję, porzucał to, co miał najdroższego na ziemi.
Z nadejściem wieczora, wystawiał sobie oczekującą go i niewymownie cierpiącą Walentynę.
O jedenastej godzinie chciał wyjść; mał zamiar udać się do Neuilly, przebłagać żonę, a choć nie spodziewał się uzyskać przebaczenia, pragnął jednak przekonać ją o żalu, jakim był przejęty. Marta, jakby przeczuwając ową walkę, która się w nim toczyła, nie chciała pozostać samą.
— Ty mnie nie opuścisz — wołała — jeślibyś wyszedł, nie powróciłbyś więcej.
Była dlań nieubłaganą. Jednocześnie usiłowała go pocieszać, wlewając do duszy zapomnienie i pojąc z czary miłości. Namiętność zwyciężyła burzę.
Nazajutrz rano straszne było przebudzenie się w hotelowym o nagich i zimnych ścianach po-
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/265
Ta strona została skorygowana.