Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/266

Ta strona została przepisana.

koju, tym pierwszym przystanku wstrętnego życia, na które się skazali. Wówczas dopiero w umyśle Marty powstało, choć niejasne jeszcze, poczucie upadku. Rajmund był niepocieszony. Straszne i przykre myśli zapełniające mu głowę, malowały się na twarzy wyraźnie a z oczów ciekły łzy obfite, których nawet obecność Marty powstrzymać nie mogła. W ciąż myślał o Walentynie, choć pojmował, że myśl o niej w podobnych okolicznościach, była tylko profanacyją tej czystej istoty. Marta zauważyła to wszystko, nie śmiała jednak okazać gniewu. Obawiała się żeby po tylu oznakach słabości, serce Rajmunda nie nabrało nagle siły i stanowczości. Pilno jej było uciec, pilno oddzielić od Paryża oceanem.
Staczając wewnętrzną walkę, w milczeniu robili przygotowania do podróży, gdy nagle dało się słyszeć lekkie stukanie do drzwi. Na znak Rajmunda Marta skryła się za firankę od okna; on otworzył drzwi. Był to odźwierny pałacu Varades’a, który rzekł wchodząc:
— Uważałem sobie za obowiązek zawiadomić pana o smutnej nowinie.
— Co się stało? zapytał zaniepokojony Rajmund.
— Pan Varades umarł.
Marta posłyszawszy te słowa, wybiegła z ukrycia wołając: