Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/271

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, odnieś je i pilnuj, — być może, że spróbują, je porwać.
Mamka przycisnęła dziecię do piersi, jakby chciała okazać, że wszelkie w tym względzie usiłowanie byłoby bezskuteczne. Varades odetchnął i pochylając głowę, rzekł:
— Ach! jakże ja cierpię!
Walentyna przejęta sama boleścią, ulitowała się nad nim.
— Czyś pan nie wzywał doktora? — zapytała.
— Nie spieszy mi się — odparł Varades. — Zanadto dużo przecierpiałem, aby choroba miał, być krótką. Znam siebie. Dostanę zapalenia mózgu lub coś podobnego. Prawdopodobnie śmierć mnie czeka; dla tego cieszę się, żeś przyszła. Mam ci wydać niektóre rozporządzenia i obecność twoja jest mi koniecznie potrzebna.
— Lecz śmierć panu nie zagraża — rzekła Walentyna.
— Powiadam ci, że będę bardzo chory. Czuję się tak rozpalonym, jakbym stał przed wielkiem ogniskiem. Wkrótce może nadejść chwila przesilenia i zbraknie mi czasu do powierzenia ci ważnych rzeczy. A zresztą — dodał podejrzliwym tonem — tamtym prawdopodobnie pilno będzie pozbyć się mnie starego. Jestem zawzięty i nie przebaczę. Wiedzą o tem, że im przeszkadzam; mogą przekupić służbę i otruć mnie.