Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/272

Ta strona została przepisana.

Walentyna ruchami głowy zaprzeczała każdemu słowu.
— Wolno ci wierzyć w ich szlachetność i wspaniałomyślność — ciągnął dalej Varades — rozsądniej wszakże postąpisz, zachowując ostrożność.
Teraz dopiero Walentyna zauważyła, z jaką trudnością mówił Varades. Spostrzegła krwią nabiegłe źrenice, błędny wzrok, i konwulsyjnie wstrząsające ciałem dreszcze. Ogarnął ją niepokój.
— Powinienieś się pan — rzekła — położyć do łóżka i leczyć.
Zdawało się, że nie dosłyszał tych słów, bo mówił dalej:
— Czy będę żył, czy umrę, posłuchaj rad moich. Przedewszystkiem nie dowierzaj tym nędznikom i nie łudź się napróżno — myśmy przeszkodą do ich szczęścia! Postaw więc między sobą i niemi nieprzebytą zaporę i strzeż się; nie przebaczaj nigdy, nigdy, jeżeli nie chcesz cierpieć potem za swą wspaniałomyślność. — Zatrzymał się dla złapania oddechu — po chwili dodał: proszę cię, weź do siebie na jakiś czas dziecko. Jeśli zachoruję, będzie mu lepiej u ciebie niż u mnie; jeśli umrę, zatrzymaj je przy sobie i strzeż, aby go nie porwano. Wychowaj je razem ze swojem, mów mu często o matce, wyjawiając jej niegodne postępki, których staliśmy się ofiarami. Rozbudź w niem wcześnie całą ku niej nienawiść.