tego, co posiadam. Miałem jutro włożyć tę sumę w nowe przedsiębierstwo. Czuję, jak mię opuszcza przytomność umysłu; zabierz więc to moje dziecię. Jeżeli powrócę do zdrowia oddasz mi; jeżeli umrę zatrzymasz. Część tego majątku oddasz mojemu synowi skoro dorośnie, resztę zachowasz dla siebie.
— Wszystko mu oddam — odrzekła Walentyna biorąc papiery i chowając je do kieszeni.
— Jakżeż ja cierpię! — zawołał powtórnie Varades przykładając rękę do czoła, i po chwili pauzy, z niewypowiedzianym wyrazem czułości w głosie dodał: — Połowę z tego powinnaś zachować dla siebie, reszta wystarczy dla syna. Pamiętaj jednak nie wspominaj o tem mężowi.
Nastała chwila milczenia. Walentyna wzruszona do głębi duszy, poczęła na nowo płakać.
Nagle Varades zachwiał się i wyszeptał złamanym głosem:
— Byłem głupcem — i to jeszcze jakim głupcem! Powinienem był ciebie zaślubić... Ty... jesteś... dobrą... dobrą kobietą. Tamta... niegodziwą... nikczemną...
Chciał powrócić do fotelu; lecz pochwycony nagle dotkliwym bólem, wydał krzyk przytłumiony — wyciągnął ręce — i całym ciężarem ciała upadł na podłogę.
— Na pomoc! — krzyknęła Walentyna, tracąc głowę i ciągnąc gwałtownie za dzwonek.
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/275
Ta strona została skorygowana.