Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

zdolnym do zerwania węzłów, że byłem podłym. Dosyć więc tej podłości! oto zrywam je i odchodzę!
Z kolei Martę ogarnęła obawa, i rzekła trochę łagodniej:
— Odchodzisz? zapewne aby upaść do nóg Walentynie? idź, idź biedny szaleńcze! idź błagać przebaczenia, którego ci bezlitośnie odmówi. Ona wie o wszystkiem, o wszystkiem... czy rozumiesz?
— Innej drogi nie widzę. Jeżeli wie o wszystkiem, to wie i to, że nie ja tu jestem najwinniejszym. Przedstawię jej przed oczy pełne kłamstwa twe listy, które mnie w jej ramiona popchnęły. Przyznam się do winy i wyjawię wszystkie sztuczki, któremi mnie przyciągałaś. Jeśli, jak powiadasz, wie o wszystkiem, może tylko litość dla mnie uczuwać, ale nie wzgardę. Tak! czołgając się u jej nóg, wyznam, że byłem niegodnym, podłym, nikczemnym, lecz że ją kocham. Powiem jej: pozwól mi żyć pod twym dachem, nie jako mężowi, lecz jako pełnemu skruchy niewolnikowi, aż do dnia, gdy uznasz, że już dosyć cierpiałem, jednem słowem, gdy uznasz, że jestem ciebie godnym!...
Słowa te wypowiedziane z zapałem, malującym dokładnie całą ich szczerość, wlały nieco pociechy w zbolałą duszę Walentyny. Na czarnem tle chmur zawieszonych od wczoraj nad jej gło-