Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/283

Ta strona została skorygowana.

której nie było bezinteresowne, ile o ocalenie naszej miłości. Otóż to powinieneś był zrozumieć. A skoro wziąłeś to za zerwanie na zawsze, trzeba było, gdyś powrócił z podróży a ja przyjęłam cię z otwartemi ramiony, odepchnąć mnie, odebrać mi nadzieję i okazać się tak jak dzisiaj stanowczym.
— Jeśli byłem słabym, jeśli nim jestem dotychczas, to jedynie z obawy skandalu.
— A dzisiaj już się go nie obawiasz?
— Walentyna wie o wszystkiem i niemam jej nic do powiedzenia.
— Ach! jak ty źle rozumiesz — zawołała Marta nieco wzburzona. — Chcesz więc powrócić do niej teraz, gdy poznała twą hańbę, gdy cię przeklęła na wieki?
— Moje miejsce przy niej.
— Jestem wolną. Nic nas już nie rozdziela.
— Lecz Walentyna żyje — rzekł Rajmund unosząc się z kolei, — a gdyby nawet i umarła, to między mną i tobą znajdowałyby się dwa trupy.
Na te słowa Marta nie mogła się dłużej powstrzymać.
— Idź! — zawołała, z pełnym pogardy ruchem wskazując drzwi kochankowi — idź! porzuć mnie, lecz nie spodziewaj się znaleźć szczęścia. Obawiasz się, aby nas dwa trupy nie rozdzielały? Lecz jakkolwiekbyś postąpił, zawsze między tobą