Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/30

Ta strona została przepisana.



IV.

Pokój był skromnie umeblowany i oświecony słabo. Chory, pogrążony w zatrważającej bezwładności, wydawał głuche jęki, przerywane westchnieniami. Około łóżka krzątała się Marta z jedyną służącą, smutna, lecz z okiem suchem, patrząc ze zwyczajnym sobie chłodem na straszny obraz walki miedzy życiem i śmiercią. U wezgłowia, ukryty w cieniu, nieruchomy, stał stary kapłan, trzymając w swych dłoniach zimne już ręce Paulet’a. Od czasu do czasu pochylał się nad nim, aby przemówić do umierającego słowem pociechy.
— Marto — rzekł nagle Paulet — czy posłaniec już powrócił?
— Nie, mój ojcze; lecz z pewnością niedługo powróci; już od godziny wyszedł.
Paulet jęknął.
— Bądź cierpliwy bracie — rzekł ksiądz łagodnie.
— Czas leci, ojcze — odpowiedział chory. — Czuję, że mnie siły opuszczają. Jeśli pan Varades nie prędko przybędzie, nie będę mógł ani go poznać,