Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Rozmyślanie, którego Marta była przedmiotem, krótko trwało.
Paulet znakiem ręki przywołał gościa do swego łoża. Ksiądz, ustąpiwszy miejsca Varades’owi, przez delikatność wyszedł do sąsiedniego pokoju wraz z Martą, która nie chciała być przytomną rozmowie mającej się odbyć.
— Chwila jest uroczystą — rzekł Paulet z wysileniem. — Śmierć się przybliża. Nie żądaj pan, abym go przepraszał za ambaras, jaki mu wyrządziłem. Dla człowieka, którego chwile są policzone, nie istnieją formy światowe. Potrzebowałem pana i kazałem go wezwać. Chodzi o zrobienie mi wielkiego dobrodziejstwa.
— Dziękuję ci, że pomyślałeś o mnie — odpowiedział Varades ze wzruszeniem, którego nie był panem. — Od wielu lat przestaliśmy się widywać; lecz serce moje zawsze jednakowe. Pan nigdy odemnie niczego nie żądałeś, lecz wiesz, że nie odmówiłbym ci niczego.
Jakkolwiek niezwykłe to były wyrazy w listach człowieka, którego serce zmroziła miłość pieniędzy, jednak Varades mówiąc to, był szczerym. Paulet, być może, był jedynym człowiekiem, któremu nie umiałby odmówić przysługi, gdyż im więcej Varades ukochał pieniądze, tem większą była jego wdzięczność dla tego, którego dziad ocalił jego bogactwa.
— Nigdy niczego nie wymagałem od pana —