Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

pytywała siebie, czy, dążąc w domu Varades’a do urzeczywistnienia zamiarów, które na taką próbę wystawiały jej godność, nie żegnała się właśnie na zawsze ze swojem szczęściem?... Niestety! owe chwile zastanowienia bywały krótkotrwałe. Opuściwszy panią Vilmort i powróciwszy do życia codziennego, poddawała się porywom ambicyi. Złe myśli opanowywały ją znowuż. Zbawienny wpływ, jaki wywierały na niej te wizyty, trwał niedługo i rozpraszał się.
W pierwszych dniach wiosny, właśnie w czasie największego przesilenia, które staraliśmy się opisać, w jeden z tych pięknych dni kwietniowych, popołudniu, drogą ku Neuilly zmierzał śliczny powozik, ofiarowany przez Varades’a dwom młodym dziewczętom. Jechały obie zdobne młodością i zdrowiem: Walentyna, z właściwym jej wiekowi zapałem, cieszyła się że żyje; Marta w stroju żałobnym, bardziej poważna i zamyślona, była tak ładną, że zwracała na siebie uwagę wszystkich przechodniów. Powóz zatrzymał się przed domem pani Vilmort, która będąc w ogrodzie, spostrzegła gości i wybiegła na ich spotkanie. Przeszło miesiąc upłynął od ostatniej ich wizyty. Pani Vilmort nie tając radości, jaką jej sprawiał widok przyjaciółek, zaprosiła je do salonu. Walentyna jednak wolała pozostać w ogrodzie, gdzie koza przywiązana do wbitego w ziemię słupka, skubała zieleniejącą się trawę, o ile