Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/61

Ta strona została przepisana.

na to pozwalała długość przytrzymującego ją sznurka. Walentyna przynosiła zawsze z sobą kilka kawałków cukru, które jej podawała, starając się ją tym sposobem do siebie przyswoić. W czasie gdy Walentyna tak się bawiła w ogrodzie, pani Vilmort i Marta siedziały naprzeciwko siebie w salonie.
— Cóż moje dziecko, zawsze jesteś szczęśliwą?
— Do zupełnego mego szczęścia nic nie braknie — odrzekła Marta. — Pan Varades obchodzi się ze mną jak z najlepszą przyjaciółką; w Walentynie zaś znalazłam ukochaną siostrzyczkę, która mi równem przywiązaniem odpłaca. A pani jak się miewa?
— Ja także jestem szczęśliwą, mam bowiem teraz przy sobie syna i to nazawsze.
Marta ze zdziwieniem spojrzała na panią Vilmort, która mówiła dalej:
— Dziwi cię to; jednakowoż tak jest rzeczywiście. Długo możnaby o tem opowiadać. Jak wiesz, mój Rajmund prowadził dość znaczny przemysłowy interes. Obowiązki powoływały go nieraz to do Nowego-Orleanu, to do Hawany, a najczęściej do Hawru. Z wielkim więc moim żalem miałam go wciąż zdala od siebie. Kilka jednak temu miesięcy, człowiek, w którym on położył całe swoje zaufanie i który był jego reprezentantem w Stanach Zjednoczonych, uciekł, po-