Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/64

Ta strona została przepisana.

Po zamienieniu tych kilkunastu wyrazów, przy pomocy pani Vilmort, pierwsze lody pękły z łatwością. Rozmowa szła bez przerwy, aż do chwili, gdy Marta dała znak Walentynie, że czas powracać do domu. Rajmund uważał sobie za obowiązek przyczyniać się do ożywienia rozmowy. Pod wpływem ładnej osoby umiał się ożywić i łatwo można było poznać, że to człowiek pełen wiadomości, że wiele widział i dużo się nauczył.
— Prawda, jaki on przystojny? — rzekła z dumą pani Vilmort do Marty, podczas gdy Rajmund ofiarował ramię Walentynie, aby ją odprowadzić do powozu.
— Ma pani godnego siebie syna — odpowiedziała Marta bardziej zmięszana, niżby to po sobie okazać chciała.
W chwili, gdy kończyła wymawiać to zdanie, Rajmund zbliżył się do niej z pożegnaniem. Zamienili spojrzenia, a każde z nich w tejże chwili z łatwością mogło odgadnąć wrażenie, jakie jedno na drugiem wywarło. U Rajmunda wrażenie to było głębokie. Marta bowiem należała do tych piękności, przed któremi trudno się jest ostać mężczyźnie. Wiedział o powziętym przez Martę zamiarze. Dosyć było dla niego ujrzeć matkę, aby ten zamiar zrozumieć i w zupełności potwierdzić. — Gdy zostali sami, myśli