wyskoczyła z łóżka, włożyła negliżyk i rozejrzała się po oświeconym blaskiem nocnej lampki pokoju. Nic nie spostrzegła; nadstawiwszy jednak ucha, posłyszała szlochanie. Ktoś płakał w sąsiadującym z jej pokojem saloniku. Zapaliwszy świecę, pobiegła do drzwi i otworzyła takowe; lecz widocznie szmer jaki zrobiła, musiał spłoszyć osobę, której łkania ją zbudziły; salon bowiem był pusty. Weszła do Walentyny. Walentyna spała snem głębokim i spokojnym.
Zaciekawiona tem zdarzeniem, powróciła do łóżka i położyła się pod wpływem więcej wrażenia przestrachu, niż zdziwienia. Nie była w stanie zasnąć. Miała w podejrzeniu Varades’a. Nie mogła odgadnąć co powodowało nim i jaki miał w tem cel, aby u jej drzwi płakać. Byłożby to skutkiem miłości bez nadziei? Lecz w takim razie, dlaczegóż tak uparcie milczał? Dlaczegóż nie wyznał przed nią uczuć, zdolnych popchnąć go do podobnego rodzaju szaleństw? Czyżby sądził, że prośba jego odepchniętą zostanie? Marta, nie mogąc rozwiązać tej wątpliwości, pragnęła koniecznie wyjść z coraz bardziej fałszywego położenia, w jakiem się znajdowała; zapragnęła nareszcie raz już te rzeczy wyjaśnić.
Nazajutrz, o dziesiątej rano Marta, podczas gdy Walentyna, zbudzona równo ze wschodem słońca, zbierała w ogrodzie kwiaty, weszła do pokoju Varades’a. Varades oddawna zajęty był
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/68
Ta strona została skorygowana.