ste i słońce świeciło jasno. Prawdziwa przyjemność była patrzeć na ożywioną wesołość Marty i Walentyny. Na placu Pantheonu wyprzedził je młody człowiek. Spojrzał na Martę, która go natychmiast poznała. Był to Rajmund Vilmort.
Spotkanie, które przypisywała wypadkowi, uspokoiło jej nerwy wzburzone. Zdawało się jej, jakby Rajmund przez to zjawienie się powiedział:
— Jeżeli w obecnem położeniu czujesz się nieszczęśliwą, mając swobodę idź tam, gdzie znajdziesz szczęście niezawodne, tam, gdzie cię kochają!
Za chwilę później ujrzała go znowu w kościele. Pod wpływem jego wzroku opuściła głowę; czuła, jak serce jej napełniała rozkosz dotąd nieznana. Tak — to miłość, a nie wypadek sprowadzała do niej Rajmunda. Wątpić o tem nie mogła.
W tym samym jednak czasie przyszła jej do głowy myśl:
— Dlaczego on nie jest bogatym?
Nie podniosła już więcej głowy; wychodząc tylko z kościoła, pociągnęła szybko za sobą Walentynę ku domowi, nie starając się nawet upewnić, czy Rajmund ją jeszcze śledził.
Przez cały ten dzień Marta udawała wesołość, której jednak w duszy nie miała. Varades’owi okazywała największe zaufanie i większą
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/74
Ta strona została skorygowana.