szanym przez nią, obawiając się tego zarazem. Wił się całą godzinę w niewypowiedzianych mękach, poczem powracał do łóżka, gdzie dzień zastawał go wstydzącego się swej słabości, przestraszonego następstwami, jakie ta słabość pociągnąć mogła za sobą.
— Oto jestem — rzekła Marta — czego pan żądasz odemnie?
Podniósł głowę i spojrzał ogłupiałym wzrokiem, jak i zwykliśmy widzieć u ludzi doświadczających skutków gwałtownej trucizny.
— Wytłomacz że mi pan, co znaczy ta komedyja? — rzekła Marta.
— Marto, ja cię kocham — wyszeptał.
W oczach młodej dziewczyny zajaśniał blask radości. Nie omyliła się — kochał ją; jednocześnie jednak przyszło jej na myśl wczorajsze podejrzenie. Odgadła — Varades starał się ją uwieść. W tej chwili szacunek jaki miała dla niego, ustąpił pogardzie, która na zawsze w jej sercu miała pozostać. Nie należała do rzędu kobiet, które podobne chwile zapominać umieją. Gdyby, uposażona ta w różne przymioty natura, nie była zepsutą przez ambicyję i dumę, byłaby się, pod wpływem widoku jaki miała przed sobą, skłoniła do uczciwej myśli, a odepchnąwszy Varades’a, byłaby opuściła jego dom, aby doń już nie wrócić. Myśl ta jednak nie powstała nawet w jej głowie. Przeciwnie, przemyśliwała nad tem,
Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/76
Ta strona została skorygowana.