Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/108

Ta strona została przepisana.

Pan Joyeuse błąkał się smutny wśród ogólnéj wesołości, a pogrążonego w ponurém zamyślaniu popychano i z drogi usuwano. Od dłuższego już czasu uderzało mu silniéj serce ze strachu, gdyż babunia od dni kilku mówiła codziennie wieczorem przy obiedzie w sposób znaczący i dość przezroczysty o noworocznych podarkach; pan Joyeuse kręcił się jak mógł, aby z nią nie pozostać sam na sam i wzbronił jéj przychodzić po siebie po ukończonéj pracy urzędowéj do biura. Pomimo tych nadludzkich wysileń czuł on dobrze, że nie daleką jest chwila, w któréj ta trapiąca go tajemnica na jaw wyjdzie.
Owa babcia musiała być niezawodnie prawdziwą Ksantypą, kiedy pan Joyeuse tak jéj się lękał? Tak wszakże nie było; była troszkę surową, lecz milusi jéj uśmiech wskazywał, że grzesznik nie długo na jéj przebaczenie czekać potrzebował; pan Joyeuse był tylko z natury tchórzem, a po mistrzowsku pantoflem władająca rączka nieboszczycy żony, która była „dobrze urodzoną“ odebrała mu do reszty odwagę i uczyniła na zawsze tkliwym. Był on podobnym do owych złoczyńców, którzy po odsiedzeniu więziennéj kary, są pod tém ostrzejszą obserwacją policji; niewolniczego usposobienia swego nigdy już się pozbyć nie mógł.
Pewnego wieczoru zgromadziła się rodzina Joyeuse w małym saloniku, którego urządzenie było resztkami dawnéj wspaniałości: dwa wielkie fotele, fortepian, dwie lampy z zielonemi kapeluszykami i szklanna szafa z najrozmaitszemi drobiazgami. Z oszczędności ogrzewano tylko jeden piec i świecono jedną lampę, około któréj wieczorem wszystko się gromadziło. Była to wygodna, wielka lampa stołowa z wysokim dzwonem, którego matowe obrazki, okolone błyszczącemi punkcikami, wywoływały niedgyś podziw i radość maleńkich dziewczątek. Cztery córki pana Joyeuse siedziały przy stole, pracując pilnie lub téż