Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/117

Ta strona została przepisana.

pańskim zrobiłam sobie tę satysfakcją i policzyłam wszystkich rycerzy wyższéj — karjery...
— Felicjo! zastanów się! przerwała cicho upudrowana mała dama, nieporuszając się jednakże.
Lecz Felicja nie zwracając na nią uwagi, mówiła daléj:
— Czemże jest właściwie taki Monpavon, poczciwy doktorze, albo taki Bois Landry, lub nawet Mora i...?
Już chciała wymienić nazwisko Naboba, lecz wstrzymała się i dodała po chwili milczenia:
I tylu innych?... Tych przedewszystkiém należy nazwać cyganami! A czemże inném są pańscy pacjenci, boski Jenkinsie, modny lekarzu, wszyscy razem w czambuł wzięci? Wszakże to sami cyganie-przemysłowcy, cyganie-finansiści, cyganie-politycy, w ogóle przebiegli oszuści! A im wyżéj się spogląda, tém więcéj ich się napotyka, ponieważ wielcy bezkarnie broić mogą, zatykając dukatami swemi usta opinii.
Słowa powyższe wypowiedziała w wielkiém wzburzeniu, głosem ostrym, ustami drzącemi i wykrzywionemi niewysłowioną wzgardą.
Jenkins uśmiechnął się z przymusem i starał się wybrnąć z niemiłego położenia, usiłując całą tę przemowę obrócić w żart:
— A to dopiero gorąca krew! He, he! co za główka!
I wystraszony spoglądał przytém błagalném okiem na Naboba, jakby go chciał przebłagać za tak nielegalne epitety. Ale Jansoulet, pełen dumy, że pięknéj artystce służy za model, wdzięczny za wyświadczony mu zaszczyt, nie okazywał najmniejszéj obrazy, przeciwnie przytakiwał słowom rzeźbiarki skłanianiem głowy, a w końcu odezwał się:
— Pani Felicja ma słuszność, kochany Jenkinsie, doprawdy ma słuszność. Właściwymi cyganami jesteśmy