Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/12

Ta strona została przepisana.

zdawało. Wkrótce potém przycichł turkot kół, po piaszczystéj ścieżynie obszernego dziedzińca się toczących, a powóz zakreśliwszy zgrabne półkole, zatrzymał się u głównego wchodu przed szeroką zaokrągloną markizą. Przez parę mgły spostrzedz można było rząd z dziesięciu powozów, a daléj, w alei zdrętwiałych od zimna i bezsilnych już akacji, jakby cienie, kilku dżokieji angielskich, przeprowadzających wierzchowce księcia pana. Wszystko to świadczyło o dobrze obmyślanéj, ustalonéj, pełnéj gustu okazałości magnackiéj. Choćbym i najwcześniej przybył, zawsze mnie inni wyprzedzą, pomyślał Jenkins, spostrzegłszy ów rząd ekwipaży, do których teraz i jego powóz się przyłączył; ale w zaufaniu swego pierwszeństwa wstąpił z podniesioną głową i pewną zarozumiałość zdradzającém okiem na owe fatalne schody, przez które codziennie tyle ambitnych planów i tyle trosk przechodziło. Już w wysokim przedpokoju, w którym każdy stuk jak w kościele echem odbrzmiewał i gdzie oprócz bezustannego ogrzewania atmosfery, dwa płomienie na kominach światło i życie rozlewały, owiewał odurzająco każdego wchodzącego zbytkowy przepych tego wspaniałego mieszkania o atmosferze oranżerji zmieszanéj z wonią tu reckiéj kąpieli; wszędzie biała posadzka, biały marmur, wielkie okna, a przytém owa równa temperatura, jakby stworzona do otoczenia kosztownego, nerwowo upiększonego życia.
Pod sztuczném ciepłem bogactwa odzyskał Jenkins swój dawny humor. Powitał zwykłem „dzień dobry, dzieci“ portiera w pudrowanéj peruce i szerokim, złotym bandolecie, lokaji w niebiesko-złotéj liberji, wyprostowanych przed nim z uszanowaniem, nie zapomniał nawet małych małpiątek, potarłszy ręką w przechodzie ogromną ich klatkę i wskoczył przyśpiewując sobie na jasne schody marmurowe, miękkiemi wysłane dywanami i do komnat księcia