Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

podczas gdy starzy, którzy im drogę wskazali, siedzą już nieruchomie u punktu wyjścia — u mety życia.
Felicja w pracy przy kompozycjach ojca była potulną i wszędzie zapatrywaniom jego ustępowała, gdzie atoli chodziło o jéj własne twory była szorstką, upartą — nie poświęcała ani odrobiny ze swoich zapatrywań. I tak np. pierwsze jéj dzieło, które w salonie sztuk pięknych w r. 1862 tak świetne miało powodzenie, było przyczyną tak gwałtownych sporów, iż podczas wynoszenia gipsowego odlewu, wystąpić musiał Jenkins w roli pośrednika, gdyż stary Ruys w gniewie swym groził zniszczeniem utworu.
Odliczywszy jednakże tego rodzaju sceny, które zresztą nie naruszały nigdy serdeczności, panowała między ojcem a córką, tkliwa i głęboka miłość, a obok niéj niestety co raz więcéj utrwalające się przekonanie, że rozstanie się wkrótce nastąpi.
Nagle zaszedł w życiu Felicji wypadek, który ją przeraził.
Pewnego wieczoru zabrał ją Jenkins — jak to zresztą dość często zwykł był czynić — do siebie na obiad. Pani Jenkins wyjechała wprawdzie na dwa dni ze swym synem, lecz wiek doktora i jego niejako ojcowskie stosunki do Felicji, nadawały mu prawo zatrzymania — nawet w nieobecności żony — młodego dziewczęcia, które chociaż w piętnastéj swéj wiośnie rozkwitło jak piękna żydóweczka orjentalna, przecież zawsze jeszcze było na wpół dzieckiem.
Usposobienie podczas obiadu było obu stronnie bardzo wesołe, a Jenkins był jak zawsze nader uprzejmym i serdecznym. Po obiedzie przeszli do gabinetu doktora i zasiedli na kanapie.
Naraz wśród przyjacielskiéj rozmowy o ojcu, o jego zdrowiu i najnowszych utworach artystycznych, doznała Felicja uczucia, jak gdyby się między nimi otwierała bezdenna zimna przepaść.