Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

rego Ruys z ową szczerą, otwartą, uśmiechniętą twarzą, jak gdyby nic nie zaszło.
Felicja nie zdradziła przed nikim tajemnicy, lecz od tego czasu zaszła w niéj widoczna zmiana: duma się zpotęgowała i pozostał pewien niesmak.
W uśmiechu jéj była zawsze przymieszka wzgardy, często nawet ojcu rzucała w gniewie wzgardliwe spojrzenia, jak gdyby go zganić i skarcić chciała za dobór swego otoczenia i że ją na podobne przejścia narażał.
— Co się z nią stało? Co jéj jest? pytał często stary Ruys.
Jenkins przypisywał z prawdziwie lekarską powagą stan ten anormalny wiekowi i fizycznemu rozwojowi dziewczęcia.
Sam jednakże unikał jéj na razie, pozostawiając czasowi zatarcie owego brzydkiego wrażenia. Zamiaru swego przecież nie porzucił, owszem obstawał przy nim z zapamiętałą namiętnością czterdziestosiedmioletniego kochanka, z wściekłą zaciętością nieuleczonéj a spóźnionéj namiętności.
Dziwny ten stan córki zaniepokoił mocno starego Ruys; niepokój ten jednakże nie długo trwał, gdyż — jak wszyscy pacjenci Irlandczyka — zmarł nagle wkrótce potém.
Ostatnie jego słowa były:
— Panie Jenkins, moje dziecko powierzam twemu sercu.
W słowach tych mieściła się tak okropna ironja, że nawet Jenkins stojący nad konającym, zbladł mimowoli.
Felicja nie rozpaczała, była więcéj odurzoną. Do bolu spowodowanego śmiercią, która po raz pierwszy i z tak ukochanych oczu na nią spoglądała, przyłączyło się uczucie gorzkiego sieroctwa — wszędzie noc i niebezpieczeństwa.
Kilku przyjaciół zmarłego zgromadziło się na naradę familijną, aby się zastanowić, gdzie umieścić należy nieszczęśliwą sierotę bez rodziny i majątku.