Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Zdaje się, że nawet nie widział kozy w owym wielkim dniu, gdy do żłobka Boskiej dzieciny zbliżył się wół i osioł; w tej wielkiej nocy, gdy bydlęta przemawiały do niego. A zatem, dlaczegóż kłamać, dlaczego nazywać to Bethleemem.
Dyrektor w początku niezmiernie był zdziwiony tak nadzwyczajną ilością ofiar.
P. Pondevez obyty z życiem Paryża, niezbyt aprobował system żywienia dzieci mlekiem kóz, a ponieważ był człowiekiem zacnym, przeto od razu postawił swoją wolę i postarał się o kilka silnych, zdrowych mamek.
Rzecz bardzo łatwa do przewidzenia, że dzieci prędko odzyskały apetyt i rzuciły się do piersi swych karmicielek.
Reforma ta drogo została opłacona, pan Pondevez otrzymał uwolnienie.
— Mamki w Bethleemie! — zawołał doktor Jenkins, doprowadzony do wściekłości nowością wprowadzoną przez swego pomocnika.
— Czyś pan oszalał? Co to z tego wyniknie? Pan działałeś wbrew mojemu systemowi, naraziłeś mię na wydatki niepotrzebne. Ależ panie doktorze, dzieci wcale nie chcą ssać kóz odparł młodzieniec — ponieważ okazały upór stanowczy...
— Bardzo dobrze, niech więc poszczą, zawsze przecież zasada żywienia bądź co bądź utrzymaną być powinna... Nie mam zamiaru i nie chcę powtarzać panu po kilka razy, abyś kazał wydalić te djabełskie karmicielki. Mamy kozy do wykarmiania malców, mamy nadto i krowy, ale na pańską reformę zgodzić się nie mogę pod żadnym względem.
Poczem dodał głosem apostoła:
— Jesteśmy tutaj panie dla zaznaczenia wielkiej