Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

idei filantropijnej. Potrzeba, aby zatryumfowała choćby kosztem wielu ofiar... żegnam.
Pondevez ustąpił, przyjąwszy miejsce korzystne, blisko Paryża; mógł zatem nie narażając się na naganę, wybiegać na spacer i bawić się po kilka godzin wesoło z kolegami.
Pani Polge, którą Jenkins tytułował zawsze: „naszą inteligentną dozorczynią“, a która nadto nietylko dozorowała dzieci ale i samego dyrektora, nie odznaczała się zbyteczną surowością; przeciwnie, uważała reformy doktora naczelnego, jako jedyne dla szczęścia małych elewów, przytem chętnie grywała w bezika i lubiła buteleczkę. Prosta więc rzecz, że za pierwszem słowem Jenkinsa natychmiast wydała rozporządzenie i wydalenia nowo przyjętych mamek.
Cóż z tego wyniknie? Jaki będzie rezultat takiego postępowania.
Prawdziwa rzeź, masakrowanie niemowlątek.
Szczęściem wiele rodziców, uprzedzonych o tych nadspodziewanych zmianach, postarało się o odebranie dziatek, i tym sposobem pozostały w instytucie tylko malutkie istotki, nie mające ani rodziców ani opiekunów, przeznaczone od urodzenia na los najokropniejszy.
Śmierć dziesiątkowała ludność instytutu, omnibusy wysyłane do kolei, celem zabierania przybywających nowych elewów, powracały próżne, ruina zatem była nieunikniona.
Wreszcie jakże jeszcze długo trwać będzie ten stan, wiele potrzeba czasu, aby zmarło i to, co pozostało; wiele dni przeznaczono na życie dwudziestu pięciu elewów, jedynych już przedstawicieli zakładu.
Takie sobie zadawał pytania jednego dnia p. dyrektor rozmawiając z szanowną Polge.