Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/161

Ta strona została przepisana.

Wizyta tak doniosłego znaczenia wypadła w chwili najniewłaściwszej, w chwili zupełnej ruiny systemu wielkiego doktora.
— No, dalej — mówił do pani Polge — nie mamy ani chwili do stracenia. Trzeba uprzątnąć zupełnie oddział chorych i przenieść tychże do sypialni. Nie zmieni to nic w ich stanie zdrowia, gdy pozostaną tam przez połowę dnia.
Co się więc ich tyczy.... to wciśniemy ich gdzieś do kąta. Są niesłychanie szkaradni, nie pokażemy więc ich nikomu. Hej! niech wszyscy zbiorą się na moście.
Dzwonek obiadowy odezwał się i wnet dały się słyszeć kroki wielu osób.
Praczki, posługaczki z oddziału chorych, służące, stróżki, poczęły wychodzić z rozmaitych stron; biegły, uderzając się jedna o drugą na schodach i na dziedzińcu.
Krzyżowały się rozkazy, wołano, krzyczano; najdonioślej jednak rozlegały się hałasy na piętrze, gdzie myto podłogi; jakby cały Bethleem niespodziewanie zalany został wodą. Wrzeszczały i płakały dzieci, które wraz z pościelą, owinięte w kołdrach, przenoszono do wilgotnego parku.
W ciągu dwóch godzin, dzięki niedzisiejszej energii, cały dom od góry do dołu był gotów na przyjęcie spodziewanych gości. Wszyscy stanęli na swoich miejscach, zapalono w piecach, celem ogrzania kaloriferów, kozy malowniczo ugrupowano w rozmaitych punktach ogrodu.
Pani Polge ubrana w suknię świąteczną barwy świeżej trawy, dyrektor w stroju, jak zwykłe, zaniedbanym.
Mógł już przyjechać sekretarz rady.
I otóż są goście!