Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Nadjechała kareta wspaniała, liberja w samodziałach czerwonych, wedle gustu Naboba. Wysiadł La Perrière, Jenkins i Jansoulet.
Udając najwyższe zdumienie Pondevez, wybiegł naprzeciw przybyłych:
— Ach, panie Jenkins — wołał. — Jakież szczęście, jakiż honor. Prawdziwa niespodzianka!
Na tarasie nie było końca prezentacjom, ściskaniu rąk i ukłonom.
Jenkins w obszernym paletocie puszczonym na wiatr, miał na ustach uśmiech najprzyjaźniejszy, jakkolwiek na czole pokazała się zmarszczka niezadowolenia czy też zgnębienia moralnego. Znał on bardzo dobrze gospodarstwo zakładu i to go też poniekąd niepokoiło, jakkolwiek Pondevez przedsięwziął wszelkie środki ostrożności.
Wszakże wszystko szło jak najlepiej.
Przyjęcie i ta prawdziwie teatralna wystawa, mocno radowały p. La Perrière i usposobiły go nadzwyczaj przychylnie, pomysł żywienia dzieci mlekiem kóz zdawał się być postępem hygieny, istotną zdobyczą w dziedzinie opieki nad niemowlętami.
— Przedewszystkiem, panowie — mówił dyrektor, otwierając wielkie podwoje w głębi przedpokoju, — zwrócić należy uwagę na środki żywienia.
Panowie poszli za nim, zstępując po kilku schodkach prowadzących do olbrzymiej dolnej sali, wyłożonej taflami marmurowemi, niegdyś służącej w dawniejszym zamku za kuchnię.
Szczególniejszą uwagę obecnych zwróciło urządzenie komina, w stylu i strukturze. Tuż obok stały dwie wielkie ławy pod okapem kominowym, przyozdobionym insygniami śpiewaczki, pierwotnej właścicielki, a mianowicie olbrzymią lirą ze zwojem nut, rzeźbioną na frontonie okapu.