Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/164

Ta strona została przepisana.

bach żywienia się, którzy ogłodzeni zapragnęli bądź co bądź czemkolwiek pożywić się, nie zwracając uwagi, czy pokarm podaje mu mamka, czy też koza.
— Zbliżcie się panowie i zechciejcie dobrze przy patrzeć się wszystkiemu.
Istotnie na szczególną uwagę zasługiwali dwaj malcy.
Jeden z nich, prawdziwy cherubinek z bląd włoskami, przykucznąwszy, objął rękami kozę, starając się przycisnąć do niej jak najbardziej, aby tem wygodniej mógł ją ssać.
Ssał zawzięcie, zdawało się że pochłania pokarm z nadzwyczajną rozkoszą.
Drugi, daleko spokojniejszy, wyciągnął się na ziemię z pewnem zaniedbaniem i potrzebował koniecznie silnej zachęty dozorczyni, która też nieustannie wołała:
— A ssij! ssij że, bębnie!
Nakoniec, kiedy zdecydował się pochwycić w usta karmiącą go pierś, zaczął ssać z takiem dziwnem rozdrażnieniem czy też upodobaniem, że kobieta z istotną przyjemnością przypatrywała się malcowi.
— A to łotrzyk! — krzyczała klaszcząc w ręce. — Patrzcie go, moi państwo, jak to ciągnie jakby prawdziwy koźlak!
Wypadek ten wywołał bardzo dobre wrażenie we wszystkich.
Pan La Perriere patrzył widocznie zachwycony, dozorczyni nie ustawała w objawach radości. Tymczasem dyrektor wskazał obecnym schody, prowadzące do tak zwanego „Dortuaru“ czyli sypialni, którego ściany ozdobione były rogami jeleniemi!
Sala ta nadzwyczaj obszerna, przewiewna, dobrze oświetlona promieniami słonecznemi, miała wielką liczbę okien, obejmowała ona wielką równie ilość kolebek, bardzo przestronych, obszytych materją niebieską.