Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Wyrazy z trudnością zdawały się mu przeciskać przez gardło; niepodobna mu było wypowiedzieć wszystkiego, niemy prawie z oburzenia, nie mogąc dostatecznie wyrazić swych myśli, uciekł się do gestykulacji. Jakoż rzucając na stół, jakieś ozdobne pudełko i wielką kopertę z dużą pieczęcią, zdołał zawołać:
— Oto mój krzyż, oto mój dyplom! One są przeznaczone dla ciebie mój przyjacielu, zachowaj je przy sobie!
W istocie rzeczy ofiara nie przedstawiała się tak wielką, tak stanowczą. Jansoules, zdobiąc frak swój wstążeczką orderową należącą do doktora, popełniałby nielegalność. Ale jednak nawet najzręczniejszy aktor, nie mógł użyć na swe usprawiedliwienie lepszego efektu. Jenkins stawiony w pozycji dwuznacznej, użył tego manewru z góry przekonany, że podziała on skutecznie na naiwny umysł bogatego satrapy, że w oczach Naboba, wyrośnie na bohatera nie przywiązującego żadnego znaczenia do tak drogocennej a upragnionej przez bogacza ozdoby.
— Nie, nie, wyrzekł Nabob, zabierz je sobie przyjacielu. Nie chcę tego, wreszcie mogłoby mi to zaszkodzić w oczach ogółu. Poczekam, Kto to wie! Być może w dniu 15 sierpnia...
— O tak, zawołał Jenkins, chwytając się nadarzonej sposobności. O tak, przyjmuję to zobowiązanie się!
Sprawa zatem cała przeszła gładko.
Przy śniadaniu Nabob, już wcale o niczem nie wspominał, a nawet był weselszy dziś niż kiedyindziej.
Géry nie dał się unieść pozornej wesołości Naboba; mówiono bardzo wiele, szydzono nawet z dra. Jenkinsa w pokojach Felicji Ruys, która ironicznie wyrażała się o wielkim bohaterze dzisiejszego dnia.