Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/178

Ta strona została przepisana.

pojem, pranął by był powiedzieć jak inni: „dziękuję babuniu“ a w wyrążenie to wlać całe uczucie, którem dla niej przypełnione było jego serce.
Nagle uderzenie silne we drzwi zmieniło dotychczasowy stan rzeczy i poruszyło wszystkich.
— A! to pan Andre — zawołano. — Elizo! podajno filiżankę żywo.
Gdy się to dzieje, panna Henrietta, trzecia z kolei panna Joyeuse, która odziedziczyła po swojej matce, z domu Saint-Amand, coś światowego; widząc takie jakieś uroczyste usposobienie ogólne, pośpieszyła do salonu i zapaliła obie świece stojące w lichtarzach na fortepianie.
— Mój piąty akt został nareszcie ukończony — rzekł nowo przybyły, wchodząc do salonu. — A! przepraszam! — dodał mocno zarumieniony i widocznie zakłopotany niespodziewaną przytomnością obcego.
Pan Joyeuse natychmiast zaprezentował jednego drugiemu. Pan Paweł Gery — pan Andrzej Maranne, wyrzekł nauczyciel, ale głosem chłodnym, obojętnym, jakby istotnie spełniał tylko konieczny obowiązek uważnego gospodarza. Pamiętał on dobrze dawne przyjęcia za życia żony i stosował się do zwyczajów wówczas przez nią przyjętych.
— Więc rzeczywiście skończyłeś pan już swoją komedję? — zapytał.
— Skończyłem — odparł Maranne — i zdaje się będę miał zaszczyt przeczytać ją panu kiedykolwiek na którym z wieczorów.
— Ach dobrze! panie Andre, bardzo dobrze — zawołały chórem jednomyślnie cztery młode dziewczęta.
Sąsiad znanym był jako piszący dla sceny, więc nikt z obecnych nie wątpił, że sztuka jego będzie miała zupełne powodzenie. Pan Maranne uprawiał także i inne pole, mianowicie zajmował się fotografią,