Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/182

Ta strona została przepisana.

Oto była właśnie taka kobieta, o jakiej mówi Heine a jaką Paweł spotkał w swem życiu.
Felicja była dlań uprzedzająca i nadzwyczaj serdeczna.
Nigdy dla nikogo nie okazywała tak rozpłomienionego oblicza.
Zachowywała ona dla niego szczególny, wyjątkowy uśmiech w którym czuć było łagodność artysty i ten wyraz osobliwy, jaki zwykle ma twarz rzeźbiarza gdy trafi na model zadawalniający jego gust artystyczny.
Lubiła go dla tej rozrywki, jaką dawał, jej umysłowi; bawiła ją rozmowa młodzieńca prosta, pełna zdrowego rozsądku, wolna od sądów obrachowanych na efekt sceniczny, a przytem prowadzona była akcentem prowincjonalnym, ostrym, zdradzającym pewien dobry humor.
Paweł mówił prosto, skromnie jak każdy przyzwoity młodzieniec i był zawsze przytem ożywiony jak prawdziwy syn południa.
Nazywała go Minerwą, z tytułu jego pozornego spokoju i powagi, oraz regularności rysów profilu twarzy.
Skoro tylko ujrzała wchodzącego wołała:
— A otóż Minerwa! Witam cię Minerwo! Złóż twój kask i rozmawiajmy.
Ten ton familiarny, to obejście się prawie braterskie, przekonywało młodzieńca, że jego miłość jest płonną.
Czuł bardzo dobrze, że, oprócz tej koleżeńskiej prawie zażyłości, nie postąpi ani kroku dalej, że we wszystkiem brak duszy, czułości i tkliwości niewieściej, że mówiąc jej o miłości traciłby tylko z każdym dniem powab niespodziewany w oczach tej istoty znudzonej od urodzenia, która zdawała się być przeżytą