Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/192

Ta strona została przepisana.

— Panie Géry, przecież nie jestem jeszcze Kassandrą...
A następnie widząc osłupienie swego gościa dodał:
— Tak, tak, trzeba nam się koniecznie porozumieć. Pojmuję bardzo dobrze, co pana przyciąga do domu pana Joyeuse a nawet i przyjęcie jakiego pan tam doznajesz nie uszło mojej bacznej uwagi... Pan jesteś bogatym i pochodzisz ze znakomitego rodu, nie będą się więc wahali w wyborze pomiędzy panem a ubogim poetą, który walczy o warunki bytu, niewiedząc czy doczeka się kiedy pomyślnego rezultatu swoich usiłowań.
Oświadczam panu jednak, że nie pozwolę mu wydrzeć sobie mojego jedynego szczęścia. Będziemy się bili, panie, będziemy się bili, powtórzył rozburzony jeszcze bardziej i doprowadzony do gniewu spokojnym milczeniem swego rywala.
Kocham od dawna pannę Joyeuse... Miłość ta jest celem mojego życia, ona jest moją otuchą i siłą do walki ze smutnym i bolesnym pod wielu względami losem, tę jedne mam tylko na świecie pociechę i raczej wolę umrzeć niż ją utracić.
Dziwne bywają wybryki ludzkiej natury.
— Paweł nie kochał powabnej Aliny.
— Serce jego należało do innej.
O Alinie myślał jedynie jako o przyjaciółce najbardziej cenionej ze wszystkich, uważając ją godną uwielbienia.
Nadspodziewane wyznanie pana André, obudziło w nim dziwne, tajemnicze, niewytłumaczone uczucie zazdrości doznał on, słysząc wyrazy rywala, bardzo nieprzyjemnego wrażenia i jakkolwiek nie był pewnym, czy panna Joyeuse podziela miłość pana Andre, postanowił, bądź co bądź, bronić swych praw...