Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/197

Ta strona została przepisana.



Rozdział dziesiąty.
Z pamiętników woźnego kasowego. — Służba.

Zaprawdę, fortun i. w Paryżu toczy się kołem, dowolnie rzucając ludźmi i zmieniając ich losy.
Widząc Kasę terytorjalną, tak jak ja tę instytucję widziałem, te sale jéj nieopalone, niezamiecione. te pustkowia pełne brudu i kurzu, ze stosami leżących na pułkach biura protestów, te co tydzień wielkie afisze przylepione na drzwiach o mających nastąpić licytacjach, można istotnie stracie gust do życia. Moja też kolacja zawsze miała woń zupy nędzarza. Kiedym czerpał ją łyżką, zawsze myślałem o tych niespodzianych, nieoczekiwanych zmianach losu. Czyliż na raz nie stał się prawdziwy cud?
Towarzystwo nasze zostało dzielnie zreorganizowane. Zamiast pustek, mamy wielkie, wspaniałe sale, odnowione z gruntu; pustki zamieniono w gustowny, prawie zbytkowny apartament, a ja tu mam obowiązek palenia w piecach, jakby w jakiem ministerjum. Sale zapchane interesantami, stosy pieniędzy przerzucanych i układanych, słychać przytém nieustanne nawoływanie o powozy i głos dzwonków elektrycznych na stołach, które wydają dźwięki drażniące nerwy. Otóż mogę powiedzieć, że wszystko to stało się rzeczywiście jakby cudem.