Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/202

Ta strona została przepisana.

po arabsku; mimo tego zna ona doskonale całą korespondencję beya prowadzoną z Nabobem.
Tą osobą jest kamerdyner naszego wielkiego pryncypała, niejaki pan Noel, któremu w miniony piątek miałem honor być prezentowanym, a to na wieczorku, jaki wydawał dla swoich bliższych znajomych i rzetelnych przyjaciół. Opowiadanie o piętnastomilionowej pożyczce dobrze zaznaczyłem w mej pamięci, jako odnoszące się do sprawy nadzwyczaj ciekawej, nadzwyczaj doniosłej, o jakiej nie dało mi się słyszeć w ciągu czteroletniego pobytu w Paryżu.
Z początku byłem tego przekonania, że pan Francis, kamerdyner pana Monpavon, który przyszedł do mnie z zaproszeniem na ten wieczorek, przesadza nieco, wymieniając osoby, jakie miały być na nim i opowiadając mi o przyjęciu zakrawającem na bal prawdziwy. U nas bowiem w Paryżu zdarza się, że zapraszają cię na jakiś reunion. Stroisz się, fryzujesz, płacisz fiakra, pewny, że przyjemność towarzystwa wynagrodzi ci stratę pieniędzy i trudy w wyszukaniu najlepiej leżącego fraka, najpiękniej wyglądającej kamizelki. Tymczasem nadchodzi bal, ach i śmiać mi się chce, bo oto odbywa się w przedpokoju, przy dwóch niedopałkach świec stearynowych, pod groźbą, żeby raptem nie wszedł pan lub pani domu i całe grono nie zostało rozpędzone do licha.
Tu było co innego, pan Francis doręczył mi litografowane zaproszenie tej treści:
Pan Noel prosi pana... aby dnia 20 b. m. raczył pofatygować się na wieczorek na którym będziemy mieli gorącą kolacją.
Pomimo fatalnej ortografii, domyśliłem się, że tu mowa o rzeczy na serjo, że wieczorek będzie nie lada balem, dla tego też ubrałem się w nowiuteńki