Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/203

Ta strona została przepisana.

żakiet, w najlepszą bieliznę i udałem się fiakrem na plac Vendome, do oznaczonego mi domu.
P. Noel skorzystał z pierwszego przedstawienia w teatrze opery, zapraszając całe zebrane towarzystwo na wystawną kolacyjkę. Tym sposobem mieliśmy do rozporządzenia do północy bardzo wygodny apartament i nie obawialiśmy się wcale, aby nam ktokolwiekbądż przeszkodził. Po niejakiej przecież chwili, podejmujący nas uważał za odpowiedniejsze zaprosić gości do swego mieszkania na piętrze. Byliśmy z tego najzupełniej zadowoleni a jeden nawet z uczeńszych gości zaimprowizował:

Nie ma zabawy,
Gdy kto ma obawy!

Nie było w tem sensu, a jednak z tego dwuwiersza uśmialiśmy się serdecznie.
No a teraz powiem o zabawie na placu Vendome. Mieszkanko arcywygodne. Na podłodze pyszny kobierzec, łóżko ukryte w maluchnej alkowie osłoniętej wspaniałą firanką z materji algierskiej w czerwone pasy, zegar z budzikiem z marmuru naśladującego topaz naturalny, a wszystko oświetlone blaskiem lampy nakrytej umbrelką.
Nasz ksiądz dziekan w Dijon, p. Chalmette, lepiej nie mieszka jak p. Noel.
Przybyłem na zgromadzenie ze starym Francis, kamerdynerem p. Monpavon, i powiem bez chluby że moje pojawienie się wywołało ogólną senzacją, już to dla mej przeszłości z czasów akademickich, już to z powodu mej uczoności i wielkiej mojej grzeczności. Reszty dokonała moja postawa, bo po prawdzie powiedziawszy, umiałem zachować się nawet w najbardziej wybrednem towarzystwie.
Pan Noel, w czarnym tużurku, mocno oliwko-