Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/205

Ta strona została przepisana.

Montpavon, który również to samo czynił. Prostował się co chwila i wyciągał ręce, dla sprezentowania swoich mankietów.
Jeden tylko z gości nie był nic zgoła podobny do owego pana, a był nim stangret od doktora Jenkinsa.
Ja go nazywałem zawsze Joe ale na tym wieczorze tytułowano go Jenkinsem, a to z tej przyczyny, że stangreci zwykli pomiędzy sobą mianować swoich kolegów nazwiskami panów, u których służą. Nazywają się więc wprost: Bois-l’Héry, Monpavon, Jenkins i t. d. Miałożby to być z pogardy czy z szyderstwa, czy wreszcie mianowania te miałyby na celu pewne wywyższanie tych służących, którzy także są ludźmi a nieraz bardzo źle bywają traktowani.
Co kraj to obyczaj, nie należy więc dziwić się temu.
Co się jednak tyczy Joe Jenkinsa, zdumiewało mię, jakim to szczególnym trafem doktór, który jest chodzącym porządkiem i punktualnością w wypełnianiu obowiązków swego powołania, może trzymać taką dziurawą beczkę, która upija się nieustannie porterem. W pierwszych chwilach zachowuje się on spokojnie, ale kiedy nareszcie zaleje pałkę, zaczyna wrzeszczeć jak szalony, zrywa się do ludzi, rozpoczyna spory, kłótnie, a nawet zawodzi bójki, jak to nawet miało miejsce zaraz przy wejściu naszem na zaproszony wieczorek.
Mały groom markiza, Tom Bois-l’Héry, jak go tutaj nazywano, pozwolił sobie na robienie pewnych szykan z gbura Irlandzkiego. Ten za przykładem uliczników paryskich, nie namyślając się długo, wymierzył mu cios wprost w piersi.
Niewinną ofiarę gburowatości woźnicy zaniesiono