Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/213

Ta strona została przepisana.

uważał sobie za obowiązek grzecznie wymówić się odjedzenia grzybów, dodając:
— Bądźcie panowie najzupełniej spokojni, jestem przekonany o ich prawdziwości. Jestem tego najpewniejszy... Bo to ja je sam zbierałem.
— Do licha! — zawołał Monpavon ze śmiechem — a więc mój drogi Auguście, pozwolisz, że tych grzybów nie dotknę wcale.
Marigny, nie tak znowy poufały, patrzył jednak z pod oka na swój talerz.
— Ależ tak Monpavon. zapewniam pana najsolenniej, że grzybki są zdrowe, bardzo zdrowe, a żałuję mocno, że mi się już jeść nie chce.
Książę zrobił minę serjo.
— Panie Jansoulet — rzekł znowu po chwili — spodziewam się, że mi nie wyrządzisz takiej krzywdy i raczysz chociażby pokosztować. Grzyby te ja sam zbierałem.
— O Wasza Ekscellencjo! Wierzę temu z zamkniętemi oczami.
Doprawdy ten Nabob, pierwszy raz będąc u nas okazał całą moc ducha. Duperron który właśnie go obsługiwał, opowiedział nam o tem wszystkiem ze szczegółami. Nie było może nic komiczniejszego, jak widok Naboba zapychającego się grzybami, z wytrzeszczonemi szeroko oczyma, gdy tymczasem inni tylko spoglądali na swoje talerze. Spocił się jak mysz, biedaczysko! A to jeszcze śmieszniejsze, że za każdym prawie kąskiem wychylał szklankę wina. Cóż wam powiem teraz? Oto, że cała historja dała najgorsze wyobrażenie o tym panu. Jakim sposobem taki żarłok i pijanica mógł być zaufaną osobą koronowanej głowy. Chociaż przyznać należy, że umie się wkradać w serca panów zręcznemi pochlebstwami. Odtąd książę powziął dla niego szczególną sympatję.