Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/219

Ta strona została przepisana.



Rozdział jedenasty.
Bal dla beya.

W południowych stronach Francji, oddalonych od cywilizacji, zamki historyczne są nadzwyczajną rzadkością.
Zaledwie gdzie niegdzie tylko widać dawne, starożytne opactwa, dominujące na stokach wzgórz ze swymi frontonami bliskimi ruiny lub nawet już zrujnowanymi, a świecącymi otworami zostałymi po wypadłych oknach. Niebo przeziera tu przez dachy, i wspaniale monumenta bliskie są rozsypania się, ponieważ słońce rozkłada na proch cegły i kamienie. Starodawne gmachy, sięgające jeszcze średniowiecznych czasów wojen krzyżowych, wyglądają jak olbrzymie klatki bez śladu ludzkich siedzib. Nie upina się też po nich ani bluszcz, ani winna latorośl; pnie się po nich jedynie sucha lewanda, rozpościerająca dokoła woń balsamiczną.
Pośród tych to ruin zamek Saint-Romans stanowił szczególny i jedyny wyjątek. Podróżując w południowej Francji musi się spostrzedz tę wspaniałą, pyszną budowlę.
Położona jest między Walencją i Montélimart, w miejscowości przez którą kolej żelazna biegnie prostopadle ku górze, wzdłuż brzegów Rodanu, u podnóża wspaniałych płaszczyzn Beaume, Raucoule, Mercurol,