Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

czenia zostały spełnione, nawet najbardziej trudne do urzeczywistnienia, gdy los obdarzył go tem, czego pożądać może najwymyślniejsza fantazja ludzka, gdy fortuna, niby pudel wierny, stanęła upokorzona przy nogach liżąc jego ręce, zakupił on zamek Saint-Romans, aby go zaofiarować matce. Odnowił go on zupełnie i umeblował z prawdziwym przepychem.
Jakkolwiek minęło od tego czasu już lat dziesięć, jeszcze uszczęśliwiona kobieta nie czuła się zdolną do zamieszkania takim przepychem oddychającej budowli.
— Ależ to pałac królowej Joanny — mówiła — ten gmach, który mi dałeś, mój kochany Bernardzie; nigdy nie ośmielę się tam zamieszkać.
Rzeczywiście nie mieszkała nigdy w złoconych, błyszczących salonach; mieściła się w domku dla rządcy, w pawilonie zbudowanym w stylu nowoczesnym, znajdującym się przy głównym gmachu, aby jedynie mieć nadzór nad dobrami syna, w szczególności nad tym przepyrsznym zamkiem.
W zamku zdawałoby się jej, że jest więźniem; pośród tych sal książęcych, wykwintnych jak rezydencja króla, w których słońce, odbijając się w tysiącach luster, zdawało się rumienić spotykając jeszcze silniejsze światła i blaski, matka Jansoulet’a traciła zupełnie świadomość własnego bytu.
Zamieszkując w skromnym domku dla miejscowego rządcy, widziała przynajmniej wieśniaków, ruch jakiś, życie; powoli też przywykała do rozmaitych stworzeń, do krzyku pawiów i kogutów, do różnych skrzydlatych istot, które z brzaskiem dnia zbiegały się na dziedziniec, domagając się krzykliwie pokarmu.
Uważała się ona nie za właścicielkę, ale za przechowawczynię tego, co posiadał jej syn i któremu cały