Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/227

Ta strona została przepisana.

— Znowu ten bey — odpowiedziała matka najwidoczniej wylękła. — Sądziłam, że już dawno nie żyje.
Jansoulet i jego towarzysze nie mogą powstrzymać się od śmiechu, z tego pomięszania komicznego biednej kobiety, która radaby pozostać z jednym tylko synem, choćby to było nawet na pustyni.
— Jest to drugi, droga matko — mówi Bernard — ale jest także beyem, gdyż w tamtych krajach są zawsze bejowie. Na szczęście nie ma się czego obawiać. Uspokój się więc. Przyjaciel mój Cardailhac, zajmie się przygotowaniem wszystkiego. Będziemy mieli uroczystość wspaniałą. Zanim to jednak nastąpi, dajcie nam jeść i pokoje do odpoczynku. Moi towarzysze upadają ze znużenia po tak długiej podróży.
— Wszystko jest przygotowane. mój synu — odpowiada skromnie staruszka, ubrana zawsze w proste suknie, w zwykłym czepku na głowie; strój ten nigdy jej nie opuszcza. Dla niej nic się zgoła nie zmieniło. Była to zawsze wieśniaczka z nizin Rodanu, niezależna i dumna, zbyt podobno skromna, aby zdolna była ocenić potęgę i błogosławiony stan dostatków, bogactwa.
Dla niej największą było dumą przekonać o tem syna, z jaką starannością czuwała nad jego dobrem.
Nigdzie ani atomu prochu i pyłu, ani jednej plamy lub skazy na ścianach. Cały dół zachowany jak najstaranniej, nic nie poruszone, nic nie zmienione w umeblowaniu pokojów; na piętrze salony z obiciami z ciemnego jedwabiu, obnażone z pokrywających je pokrowców przedstawiają się rozkosznie, wszędzie jednaki porządek, tak na długich galerjach, z posadzkami w cudowną mozajkę, przewietrznych wspaniałych, z ustawionemi wzdłuż ścian kanapkami