Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/230

Ta strona została przepisana.

A materji do rozmowy nie zbrakło im wcale. Zgadnijcie o czem mówili?
Oto, o trzech chłopcach, synach Naboba, a dzieciach Bernarda, które staruszka tak pragnęła poznać.
— Ach, panie Pawle — mówiła — nie uwierzysz pan, jak tęsknię za nimi. Wolałabym sto razy ujrzeć tych trzech malców, niż tych trzech wielkich panów, którzy przybyli tutaj z moim synem. Pomyśl tylko, że ich nigdy jeszcze nie widziałam, wyjąwszy na portretach. Ich matka cokolwiek mię przeraża; jest to wielka dama. panna Afchin. Ale one, dzieci, jestem pewna, że nie są dzikie i że będą kochały swoją starą babkę. Mnie się zdaje, że ich ojciec jest jeszcze małem dziecięciem i że należy oddać im to wszystko, czego ich ojciec był dotąd pozbawiony, bo uważaj tylko panie Pawle, rodzice nie zawsze mają słuszność; bardzo się często mylą w uczuciach okazywanych swoim dzieciom. Lecz Bóg, Bóg jest zawsze sprawiedliwym. Potrzeba koniecznie zwracać uwagę na tych, których się wyróżnia, szczególniej ze szkodą dla innych dzieci. Pierwszeństwo, jakie rodzice dają starszym, zawsze jest szkodliwem dla młodszych.
Wzdycha ciężko i boleśnie, spoglądając przelotnie na alkowę z zamkniętemi storami, zkąd co chwila dochodzi jakiś jęk czy skarga; jestto coś podobnego do łkania dziecka, gdy było bite, płakało mocno, a później usnęło.
Kiedy tak matka Jansoulet’a i Paweł Géry rozmawiają z sobą w najlepsze, nagle daje się słyszeć ciężki chód na schodach prowadzących do mieszkania staruszki, a potem, grubym głosem, ktoś mówi:
— To ja, nie wstawaj.
I wchodzi Jasoulet.