Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/231

Ta strona została przepisana.

Zna on dobrze nawyknienia swej matki, wie zatem, że lubo w całym zamku, wszyscy już od dawna spoczywają, ona czuwa jeszcze a lampa jej gaśnie zwykle ostatnia. Przyszedł do niej, aby porozmawiać swobodnie i przywitać ją, jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze był dzieckiem.

— O pozostań mój drogi Pawle. Zobaczywszy go rzecze Nabob — wcale nam nie przeszkadzasz.
Przypomniawszy sobie młodość i dzieciństwo, stał się wobec swej matki dzieckiem, ukląkł tuż prawie przy jej nogach, mając na ustach pieszczoty, oraz czułe i wzruszające wyrazy.
Ona równie jest przy nim bardzo szczęśliwą; widzi go tak blisko siebie, czuje jego uścisk i pieszczotę. Mimo to jednak zdaje się być nieco zakłopotana, rozważając, że to jej dziecko, ten syn, jest człowiekiem wielkiego znaczenia, jest potężnym jak Jowisz Olimpijski, otoczony błyskawicami i piorunami. Rozmawiając z nim pyta się troskliwie, czy jest kontent z dzisiejszych swoich przyjaciół, ze swoich interesów, ze swego stanu i położenia, z wielkości jaka go otacza, a w końcu zadaje mu nieśmiało to samo pytanie, z jakiem przed chwilą odezwała się była do p. Géry, mianowicie dla czego nie przywiózł jej swoich dzieci.
Nabob odpowiada na to pytanie, mówiąc:
— Znajdują się na pensji, droga matko. Wkrótce zbliżą się wakacje, przyślę ci ich wraz z Bompain’em. Czy przypominasz sobie Bompain’a? Jana Baptystę? Pozostaną przy tobie przez całe dwa miesiące. Będą ci rozpowiadać do woli swoje różne wesołe dziecięce historyjki, i kłaść głowy na twych kolanach i usypiać w ten oto sposób....
Jakby dla pokazania tego, składa na jej kolanach swoją głowę kędzierzawą, ciężką jak kowadło, przy-