Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/235

Ta strona została przepisana.

cego ze stad dzikich bawołów i byków; a ponieważ na każdym z listów figurowało wszechpotężne nazwisko Jansoulet’a, wszędzie starano się z możliwą szybkością załatwię żądanie tak znakomitego pana i posiadacza. Telegraf nieustannie był czynny, posłance zajeżdżali konie w spiesznych podróżach a ten nowoczesny Sardanapał z Porte Saint-Martin, którego nazywano Cardailhac’em powtarzał nieustannie:
— Jest z czego robić!
Szczęśliwy, że nadarza się sposobność wyrzucenia na wiatr pieniędzy, jakby one były prochem drożnym lub sieczką; że może rzucić na scenę wszystko co tylko było piękniejszego w Prowancji odległej o pięćdziesiąt mil od Paryża; że beyowi urzeczywistni obraz tego, czego nie widział jeszcze w południowym swoim kraju.
Matka Naboba uwolniona w ten sposób od codziennych zajęć nie mieszała się zgoła do niczego, zajmowała się tylko jedynie wioską i swoim chorym, przerażona, zahukana tą gromadą wrzeszczących przybyszów, tą zgrają zuchwałej służby, nie umiejącej czy nie chcącej uszanować swoich panów, tymi tłumami kobiet z cynicznym uśmiechem na ustach, i ze sprośnem spojrzeniem, tymi starcami ogolonymi bardzo starannie, podobnymi do księży, całą kupą szaleńców i półgłówków zmieniających noc na dzień i błąkających się bez celu po obszernych kurytarzach i dziedzińcach zamkowych.
Wieczorem, nie miała przy sobie swego syna, musiała więc pozostać z zaproszonymi, których liczba zwiększała się w miarę tego jak się przybliżał dzień owej uroczystości. Nie mogła nawet rozmawiać o swych wnuczkach z panem Pawłem, którego Jansoulet, zawsze odznaczający się dobrem sercem ale żenowany nieco