Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/237

Ta strona została przepisana.

głowie, przecudnie odbijały od ogólnego tła. Tam znowu wieśniaczki z Barbantane, na czele z ośmioma bębnami, gotowe do wymarszu na dany znak przez mistrza ceremonii, w kwiatach we włosach, przepasane w pasie wstęgami, w kapelusikach zsuniętych zuchowato na ucho; niżej nieco, aż na tarasie, orfeoniści ustawieni rzędami, w swych kaskach błyszczączych, chorągwiami na przodzie, poważni, majestatyczni, trzymając w rękach lance; jeszcze niżej, w obszernym amfiteatrze, przemienionym na cyrk walki byków, gromady czarnych, olbrzymich zapaśników i gromada kopijników na lekkich, zwinnych konikach o długiej spadającej grzywie białej jak śnieg szczytów Alp; — potem jeszcze niżej, chorągwie, jeszcze sztandary? jeszcze banderje. kaski, bagnety, i tak dalej aż do łuku tryumfalnego przy wjeździe; nakoniec na przestrzeni nieprzejrzanej okiem, po drugiej stronie Rodanu, na którym dwie kompanie pontonierów, układało most na łodziach dla dostania się wprost ze stacji kolei do zamku Saint-Romans, niezliczone masy ludu cisnęło się ku brzegu, całe wsie, cała ludność okoliczna wyległa na drogi, zajęła każde wzgórze, każde drzewo, słowem wszystko, niby miliony głów, spieszyło ze wszech stron na gościniec do Giffas. Nad tem świeciły błyszczące promienie słońca, a kapryśny wietrzyk powiewał lekko chorągwiami, banderami, wstęgami na głowach kobiet, piórami na kaskach mężczyzn, liśćmi na drzewach osadzonych gęsto przez ciekawe gromady. W przeźroczach zaś wód rzeki odbijał się cały obraz królewskiej uroczystości, który na swych plecach niósł spieniony, sumiący, Rodan aż do morza.
Wobec tych cudów prawdziwych, stworzonych złotem bogacza, Nabob doznawał uniesienia i mówił z pychą:
To piękne...