Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/242

Ta strona została przepisana.

Wszyscy się poruszyli.
Następnie wiedzeni sympatycznym ruchem sięgnęli do kieszeni i wydobyli zegarki. Jeszcze blisko sześć minut.
Ktoś z obecnych mówi:
— Panowie, spojrzyjcie tędy!
Po prawej stronie, w kierunku, w jakim spodziewany był pociąg, znajdują się duże budynki, stanowiące załom drogi żelaznej, w którem miejscu pociąg zwraca się zupełnie w bok niewidzialny dla obecnych.
W tej chwili całe niebo wygląda jak płatolbrzymi atramentu, zaciemnione przez dwie wielkie chmury ołowianej barwy i słup barwy czarniawej przecinający błękit nieba od góry do dołu, aż do wielkich zło mów bazaltowych, od których światło księżyca odbija się bladawo.
W śród uroczystej ciszy, panującej na pustej zupełnie drodze i w podłuż linii kolei, owianej prawie śmiertelną martwotą, gdzie się gromadziły tłumy na przyjęcie beja, strasznem było istotnie widowisko burzy, z którą zbliżające się chmury sunęły powoli, tak się przynajmniej wydawało w przestrzeni, gdy w rzeczywistości postęp ich można było porównać z galopem rozhukanego konia.
— Burza lada chwila!
Tak myśleli wszyscy, ale nie mieli czasu do wypowiedzenia swych przekonań, gdyż nagle rozległ się świst przeiaźliwy i pociąg pokazał się na wspomnionym wyżej zakręcie...
Prawdziwy pociąg królewski, szybki i krótki, ubrany w bandery francuskie i tunetańskie i — lokomotywa huczała buchając parą, ozdobiona na froncie ogromnym bukietem z róż, jak gdyby dama honorowa towarzysząca ślubowi Lewiatana.