Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Inżynier przycisnął guzik elektrycznego przyrządu, skutkiem czego dał się słyszeć natychmiast świst przeraźliwy, i pociąg, który nie przestał toczyć się powoli, poruszył się, zatrzeszczały wszystkie żelazne jego muskuły, i zdwoił bieg; nareszcie popędził lotem strzały, rozwiewając fałdy swej bandery żółtej barwy i otaczając się kłębami białej pary i obłokami czarnego dymu.
Nabob powstawszy nagle i stojąc na peronie, bliski jednak zawsze omdlenia, jakby upojony narkotykiem, zgnębiony, patrzył na uciekający pociąg, na znikającą w oddali fortunę i majątek, nie czując wcale padających grubych kropli deszczu, który począł lać szerokim i strumieniami.
Dopiero później, kiedy inni podbiegli ku niemu i otoczywszy go w koło, poczęli zarzucać pytaniami: czy bej się nie zatrzyma? wyrzekł takich kilka wyrazów bez związku intrygi dworskie... podła machinacja.
Wreszcie, jakby ożywiając się, wyciągnął ściśniętą pięść ku uciekającemu w dali pociągowi, i z okiem zalanem krwią, z pianą wściekłości na ustach, krzyknął a raczej zaryczał jak dziki zwierz:
— Łajdaki!
— Uspokój się, Jansoulet, uspokój się przyjacielu — szepnął mistrz ceremonii, Cardailhac, a podawszy rękę, mówił mu coś do ucha; zapewne pocieszające jakieś wyrazy i usiłował zaprowadzić go do karety, nie zwracając zgoła uwagi na zdumionych stojących dygnitarzy, jakby zdrętwiałych.
Deszcz poczynał lać strumieniami.
Kto tylko zdołał dopaść powozu, ukrywał się w jego wnętrzu, gdyż się zanosiłona nawałnicę.
Wówczas to miała miejsce dziwna scena, jakby los chciał szydzić ze swej nieszczęśliwej ofiary.